czwartek, 15 marca 2012

Co to się działo, co się działo...

 Mam chwilę czasu i jesteśmy z Antosiem sami, więc może zdążę ;)
No więc do szpitala pojechaliśmy dość wcześnie ze względu na ryzyko wystąpienia krwawienia. Czyli bóle dopiero się zaczęły, a było to zaraz po moim ostatnim wpisie. Cały zresztą poród tak wyglądał , że w momencie kiedy wątpiłam w progres, progres po kilku chwilach następpował ze zdwojoną siłą.
 Podobno byliśmy w szpitalu około 8 wieczorem, podobno bo mi czas leciał wtedy inaczej. Od mierzenia był K.  Jak to zwykle bywa, po dotarciu na miejsce jakimś dziwnym trafem bóle przeszły i się w czasie rozsunęły. Normalka. Zbadano mnie, poczytano historię i pani doktor (którą widziałam po raz pierwszy i zarazem ostatni) postanowiła, że zostaję na oddziale , ale mam prawo do wszelkich wygód jakie bym miała na oddziale na którym chciałam rodzić oprócz basenu, co akurat zrozumiałe. No więc nakazane zostatało poruszanie się w tempie dowolnym na około oddziału, mogliśmy nawet iść na spacerek w około szpitala, tylko , żeby się stawiać na KTG co 15 minut. To był właściwie jedyny mankament. Salka na którą wylądowaliśmy miała na środku łóżko z ruchomymi częśćiami, takie wiecie   pupa w górze, nogi w górze... lub odwrotnie ;P Można było je podnieść lub opóścić co się potem okazało bardzo korzystne.  Była też lamka bardzo ruchoma i niezbyt jasna. Do tego fotel dla pomagającego i plastikowe łóżeczko dla maleństwa (z tego nie było potrzeby korzystać). Czyli całkiem przytulnie ;)
 Po jakiejś godzinie chodzenia oswoiłam się z sytuacją na tyle, że wszystko zaczęło się na nowo. Ciężko jest opisać wrażenia, ponieważ moje osobiste odczucia muszę umiejscowić w czasie, a czas podawany przez położną (super babka swoją drogą) i przez K jakoś mi do moich odczuć nie pasował. Wierzyłam im na słowo ;P No więc tak do 10 wieczorem w sobotę, czyli po 24 godzinach od alarmu, zaczęłam odczuwać bóle o wiele mocniejsze jednak ciągle jeszcze żartowałam. Położna śmiała się, że nie ma za dużo roboty przy mnie. Pokazała mi więc jak korzystać z gazu (to był jedyny środek jaki użyliśmy) i sobie nas zostawiła ;p No to sobie powdychaliśmy ;D  Na początku wrażenie było dziwne, taki nieprzyjemny posmak w ustach i trochę zawrotów głowy, jednak w momencie nasilenia się bóli już mi to nie przeszkadzało. Skurcze zaczęły się pojawiać częściej i częściej ale ciągle nieregularne. Kiedy zgłosiłam , że pojawiły się te z krzyża, położna ożyła ;) Stwierdziła , że na to właśnie czekaliśmy i że w takic stanie właśnie powinnam się zjawić w szpitalu. Powiem szczerze, że mnie to załamało. Minęło już ponad 24 godziny, byłam zmęczona i niewyspana , a oni mi mówią , że to dopiero początek! Zaczęłam w przerwach między skurczami rozważać tą cesarkę. W wyobraźni miałam perspektywę kolejnych godzin okropnych bóli , a wszystko zakończone cesarką bo przecież już bym nie miała sił przeć. Jednak położna przekonała mnie, że to co się teraz dzieje wyraźnie świadczy o tym , że do końca już niewiele. Że jak tylko mi się skurcze uregulują zaraz wołają lekarkę , żeby sprawdziła rozwarcie. Ciągle jeszcze miałam skurcze nieregularne, czasami z przerwami ponad 15 minutowymi! Było około 1 w niedziele kiedy ta rozmowa miała miejsce. I wtedy też położna powiedziała, że jeśli mnie to uspokoi to ona może mi to rozwarcie sprawdzić. I to było hasło! Odeszły mi wody zanim się do badania położyłam, rozwarcie okazało się dosyć duże 6-7 i jak to usłyszałam to wszystko się odmieniło. Miałam wrażenie, że skurcze nie mają przerw, gazu właściwie nie odstawiałam, ale zdążyłam zjeść grzanki między skurczami. Jeszcze jedno odczucie miałam zaraz przed pęknieciem pęcherza płodowego- kiedy skurcz odchodził czułam niesamowity przypływ energii , który kazał mi bardzo szybko chodzić, właściwie miałam wrażenie , że muszę biec! Pamiętam też, że położna pytała się czy może chcę jakiś środek znieczulający, ale już nie zdążyła usłyszeć odpowiedzi kiedy zaczęły się parte.
 I tu muszę przerwać na przypomnienie sobie ostatniego porodu. Wtedy byłam sama, nikt mi nic nie mówił, poród przyspieszono bo taka jest w polsce powszechna praktyka, a ból jaki pamiętam był silniejszy od tych , które odczuwałam obecnie chyba z 1000 razy (stąd właśnie moje zwątpienie, że dam radę) więc jak już doszło do partych to nawet ich za bardzo nie czułam, właściwie chciałam uciec, przeklinałam, wyzywałam i w ogóle tragedia! Do tego kazano mi leżeć plackiem na wznak! A tu proszę, żarty między skurczami i parte które ciężko nazwać bólami i możliwość wybrania pozycji - słowa położnej- mogę przyjąć poród gdziekolwiek sobie zażyczysz! Zażyczyłam sobie na stojąco w pozycji przystolnej ;P Czy krzyczałam? Owszem, ale to raczej tak samo krzyczą tenisistki, albo ciężarowcy przy poddzwigu. Raz pomagało , raz przeszkadzało. Niesamowite było to, że czułam jak Antoni się przesuwa, serio było go czuć w którym miejścu ciała się znajduje ;D No to jak go poczułam to nie pozostało nic innego jak go stamtąd wypchnąć. Wszystko trwało zaledwie pół godziny! Jeszcze jedno niesamowite wrażenie jakie dane mi było przeżyć to możliwość dotknięcia główki ;) Zależało mi na tym, bo się naczytałam i faktycznie niesamowite uczucie. Daje powera ;D Jak już mały wyskoczył to położono mi go od razu na brzuchu. Położna oczyściła go lekko ręcznikiem, ale właściwie to nie było za bardzo co czyścić. Wrażenie niesamowite, zaczęłam się trząść, nawet nie pamiętam za bardzo co się potem działo.
 K. sprawdził się doskonale, chociaż miałam podejrzenia, że stchórzy albo zemdleje, zwłaszcza, że chciał uciekać jak słyszał wrzaski z innego porodu ;P Twierdzi, że ja tak nie wrzeszczałam ;) No i na koniec, jak już młody się urodził i leżał plackiem na moich cyckach szukając zaworu, K. się popłakał z wrażenia :D Mówiłam, że to dobry pomysł taki poród razem :)

 Kiedy już było po wszystkim, osłabłam. Chyba nawet odpłynęłam, coś tam pamiętam, że niby krwawienie nie jest za duże. W karcie mam wpisane, że nie całe pół litra, ale K. twierdzi, że to było spokojnie ponad. Ja nie pamiętam i się nie znam. Mam anemię (8.7 poziom żelaza) i powinnam przyjmować tabletki na które ciągle czekam. Dziś jest czwartek, czuję się już lepiej, a przynajmniej nie tak słabo jak wczoraj ;) Zakochani jesteśmy w naszej mrówce po uszy, a Mrówka się nam odwzajemnia-
Daje pospać, lubi się przebierać o cycki mamy dba jak należy czyli chłopaczek na medal ;) Oby tak dalej... Zdjęcia razem następnym. Post pisany w czasie drzemki młodego w kołysce :)

16 komentarzy:

  1. Wiedzialam,ze sobie poradzisz :) i fajnie,ze rodzilas silami natury.Z twojego opisu troche mi sie moj pierwszy porod przypomina bo takze szybko wszystko minelo i dopiero oslabniecie juz po wszystkim doprowadza do tego wydarzenia i,ze obok spi malenki ludzik.
    Gratulacke i takze dla K za odwage :)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za kazdym razem po rozmowie z Toba bylam bardzo podbudowana, mozna powiedziec, ze potrzymywalas mnie na duchu ;) Gratulacje przyjete z dumnie piersia wypieta ;) A wiesz, ze ja intensywnie dziergam na ta sesje kolejna u ciebie ;)

      Usuń
  2. No, dochodzisz do wprawy :) Z tymi krzykami pamiętam pierwszy poród, przy którym nie pozwolono mi być (20 lat temu) a ja co chwilę dzwoniłem zapytać i w czasie któregoś telefonu powiedziano mi, że żona właśnie rodzi a ja w tle słyszałem krzyk i nie był to krzyk ciężarowca ;) Wtedy przyrzekłem sobie, że już się nie dam tak odstawić na drugi koniec drutu. Jeszcze raz gratulacje i pozdrowienia od małżonki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziekuje i pozdrawiam rowniez ;) I prosze przekazac malzonce zeby bardziej pilnowala twoje mordercze instynkty ;P Co do dochodzenia do wprawy...szkoda ze tak pozno ;( ale lepiej pozno niz wcale :]

      Usuń
  3. Cieszę się, że dałaś (-liście) sobie tak świetnie radę. Szkoda tylko, że nie mogłyśmy się spotkać zanim pojechałaś do szpitala. Minęliśmy się o jakieś 1,5h. Porównanie z polskimi porodami... też mam traumę po leżeniu plackiem i błaganiu lekarza o zainteresowanie swoją osobą. Poniekąd spowodowane obecnością M. (odpłatną-jakaś cegiełka na szpital czy cuś), tak jakby on miał kwalifikacje położnicze.
    Gorąco pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no gdyby nie to lozysko to bym poczekala na was ;) zreszta dzielnie sie trzymalam przeciez ;P

      Usuń
  4. No i po ... GRATULACJE!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Fajnie, że rodziłas siłami natury. Bardzo się cieszę. Niech Antoni rosnie zdrowo!!!!
    Buziaczki dla Was.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ah. Wiedźma wiedźmę , zawsze znajdzie! Przypadków nie ma , ale używając języka potocznego tak muszę nazwać fakt ,że trafiłam na Twoje blogi. Przypadek. A jednak... chciałabym napisać do Ciebie maila. Póki co zostawiam wiadomość tutaj.

    Pozdrawiam serdecznie :)
    Zombie

    mój blog : http://pienapplezombie.blogspot.com/ :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. A witam, witam ;) Przypadkow nie ma to fakt i faktem jest tez to , ze faktycznie jakos tak maalozroganizowany ten moj blog tutaj, ale dzieki tobie juz wiem, ze kontaktu nie zostawilam ;) Poprawie to zaraz i wkleje w profilu mozliwosc kontaktu mailowego :D

      Usuń
    3. Cieszę się razem z Wami :) no i fajnie,że jednak rodziłaś naturalnie,bo wiem,że nie byłaś przekonana do cesarki i super,że udało Ci się jej uniknąć.A Antoś jest cudny :) niech rośnie zdrowo i przesypia póki co,żeby mama mogła odpocząć i skrobnąć coś na blogu :)
      P.S. A jak zareagowali starsi bracia na nowego członka rodziny,są jakieś ochy i achy,czy to już nie ten wiek?

      Usuń
    4. Dziekujee Yoko :) Coz z chlopcami to inna bajka jest, starszy jest juz duuuuzy, 18 lat , wiec raczej ochow nie ma ;P Za to mlodszy 13 w lipcu, jest chyba baardzo zazdrosny. Nie chce sie angazowac w ogole, chociaz jeszcze kiedy mrowka byl w brzuchu to chodzil i kombinowal jak to bedszsie, Chyba go to przeroslo. Mam nadzieje ze mu wkrotce przejdzie ..

      Usuń
  6. Gratulacje! Ale niezłą drzemkę ma Twoje dziecię, niech skonam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki i nie konaj ;P Faktycznie daje sie wyspac, za to w dzien zaczyna nadrabiac ;D

      Usuń
  7. No OK, teraz mi tak na powanie slabo sie zrobilo.
    Mdleje....

    OdpowiedzUsuń