środa, 21 listopada 2012

Upiór w operze

                                                                                                                  Całkiem przypadkiem zobaczyłam w TV reklamę Upiora w operze. Jak tylko zobaczylam od razu wiedziałam, że po prostu muszę to zobaczyć. Przedstawienie w mieście oddalonym od mojego zaledwie 20min drogi. A na dodatek bilet zasponosorował mi starszy synek  w prezencie gwiazdkowym. Wybrałam się razem ze znajomą z pracy.
 Przedstawienie na sklalę światową  jak mniemam i chociaż nie jestem znawcą to potrafię dostrzec kunszt aktorski. Piosenki odśpiewane z polotem, scenografia również ciekawa, chociaż teatr wcale nie za duży. Nie bedę opisywała ani w czyjej reżyserii ani jacy aktorzy bo nie znam i nic o nich nie wiem. Kto ciekawy wszystkiego dowie się z tego linku. Byłam zachwycona od pierwszych taktów , dreszcze mnie przeszły od stóp do głów i nie mogłam uwierzyć , że tam jestem. Tak się wciągnęłam, że w pewnym momencie przeniosłam się duszą na scenę. Nie było wokoło mnie nic tylko scena i aktorzy na niej. Były momenty wzruszenia, teatr wypełniony po brzegi i w ciszy słychać jedynie pociągania nosem...  Wróciłam wypoczęta i rozpromieniona jak po dobrym seksie, ale też prawie, że doznałam tam ekstazy. Ekstazy umysłu, Super sprawa :)
 Poniżej kilka fotek z przedstawienia na którym byłam. Pobrane z FaceBooka :)




 Jak widać na powyższych zdjęciach, pełen przepych i kaskaderka z pirotechniką ;P Wybuchy też były... Podobno w Londynie spadł  podczas tych wybuchów na publiczność żyrandol, który jest częścią scenografii , jest ZAJEBIŚCIE wielki i wisi nad widzami;)

 Co mnie jak zwykle na początku zdegustowało to publiczność właśnie. Ja rozumiem, że mamy XXI wiek , ale z plastikowym kubkiem z piwem na sztukę??? Już pal licho te jeansy , swetry i koszule w kratę (sama zakładam glany do sukienki ;P) ale chipsy i piwo??? Serio?

 Jak macie okazję się wybrać to polecam gorąco, naprawdę niesamowite przeżycie ;)

sobota, 10 listopada 2012

8 miesiąc zaczęty z ząbkiem ;)

Dzisiaj mamy co prawda ostanti dzień 7 miesiąca, ale przecież moża uznać , że Antoszewski ma już 8 miesięcy nie? I czy w ogóle te rocznice/miesięcznice są takie ważne? Dlaczego mamy tak się strasznie rozczulają nad wiekiem swoich pociech? A może to tylko ja się tak zmieniłam?
 Czasami wydaje mi się, że kiedyś byłam inna, a czasami mam wrażenie, że czas się cofnął o 18 lat. Antek bardzo przypomina swojego starszego brata. Tak bardzo, że aż mnie to przeraża czy dam sobie radę ;P I ciekawe też czy Mrówka będzie inny jak dorośnie, bo przecież przez te 18 lat nabrałam jakiegoś doświadczenia w wychowaniu dzieci? Ekspertem może nie jestem i na pewno daleko mi do pełnych miłości i ciepła tzw. Matek Polek no ale jednak bardziej się staram niż kiedyś. Więcej rozumiem i przede wszystkim wiem, że czas płynie szybko i chociaż teraz jest niewyobrażalnie ciężko to za kilka lat będę te moje udręki czytała z rozżewnieniem ;) Ale miało być rocznicowo!

 Mamy pierwszy ząbek!!!!

  Ostatnie dni były na tyle ciężkie, że już myślałam, że sobie oszaleje i pojadę na wczasy na oddział psychitryczny. Serio! Zwątpiłam w swoją cierpliwość. Wszystko zaś dlatego, że już kilka miesięcy temu Antek wykazywał objawy ząbkowania i nic z tego nie było więc tym razem myślałam o wszelkich możliwościach oprócz ząbkowania właśnie! No i  w końcu jest :) Jak przedwczoraj zobaczyłam małą dziureczkę w dziąśle tak od razu cierpliwość mi powrócia :) No i dziś pokazała się biel, taka maleńka ale jest :) I apetyt wrócił dziecku , że hoho! Aż się miło na sercu robi.
 Więcej osiągnięć na ten miesiąc chyba nie ma ;) Mrówka próbuje wstawać na nóżki, ale jeszcze jest za słaby. Rączki też ma słabe i na brzuchu nielubi nadal, chociaż to mu nie przeszkadza próbować. Jak mały atleta wysila się za każdym razem gdy siedzi na pupie i stara przejść do pozycji raczkowania. Wydaje mi się , że trochę mu ciężko bo nie mam dywanu na podłodze i mały się ślizga za bardzo. Trzeba coś pomyśleć bo i w tyłek zimno tak na gołej podłodze siedzieć ;)

poniedziałek, 5 listopada 2012

Nie mam pomyslu na tytul

  Jezeli chodzi o spanie to musze powiedziec , ze udalo mi sie bezbolesnie przejsc z czasu letniego na zimowy ;) W sobotni poranek zmienilam godzine na wszystkich zegarkach w domu i pod zegarki staralam sie dzialac i Antos razem ze mna ;) Okazalo sie to strzalem w 10 ;) Tak wiec jak to mowia, strach ma wielkie oczy!
  Ostatnio zas jestem okropnie rozbita i wszystko robie na sile! Ciezko jest utrzymac pozytywne spojrzenie na swiat , kiedy po 20 latach zmienia sie status z malzenskiego na single ... W glowie mialam raczej zawsze do grobowej deski. Stawialam na to , ze zestarzejemy sie razem i ludzie beda sie pytali jak my to robimy ;P Coz , zycie okazalo sie brutalne i sen o szczesliwej starosci we dwoje przerodzil sie w koszmar codziennosci w pojedynke. Kazdy medal ma dwie strony wiec i ten moj tez oczywiscie ma ta dobra ;) Mam nadzieje, ze te wszyskie doly i zle samopoczucia wreszcie odejda w zapomnienie i zaczne w koncu zyc z usmiechem na ustach ( i korzystac z dobrodziejstw singlostwa). Najwiecej zas chyba doluje mnie swiadomosc, ze przeciez ja nawet nie wiem jak to jest byc samemu. Jak sie zachowac, jak zawierac znajomosci...  Przydalyby mi sie wakacje, takie prawdziwe wakacje z dala od wszystkiego, tylko czy wtedy nie okazaloby sie, ze niewiem kim jestem?