Dzisiaj miałam kontrolną wizytę w szpitalu. Trzy tygodnie temu lekarz postanowił, że właśnie za 3 tygodnie będzie chciał mnie zobaczyć. Po co? Tego dokładnie nie rozumiałam, ale powoli chyba coś mi tam świta. Wszystko rozbija się o tą moją nieszczęsną przodującą placentę (łożysko). Jeszcze rano byłam pewna, ze sobie pogadam z lekarzem i pomacham mu łapką na pożegnanie i do zobaczenia na porodówce... Dziś lekarz prowadzący był zajęty i przyjął mnie ktoś inny. Już ją kiedyś widziałam i powiem szczerze, że nie pałam sympatią do kobiety. Może przez to, że ciężko mi jest ją zrozumieć. Jej angielski jest okropny wręcz (kobieta nie dość, że mówi szybko to nie wypowiada całych wyrazów, to nawaet nie jest slang, ona po prostu mówi źle) i nie chodzi mi tu o akcent czy coś. W każdym razie pani doktor na szybkiego przeczytała co tam w karcie napisano i oznajmiła, że cesarka! Ja się pytam czy jest pewna, że doktor 3 tyg temu mówił co innego. Ona zaś do mnie, że ona w takim razie nie wie i, że pójdzie po doktora na konsultacje. Zanim doktór się pojawił postanowiła zbadać ułożenie Antoszewskiego. Ałć, bolało.... Już w ogóle zrobiła z siebie mojego wroga nr 1 ! Nerwy na maksa, a ona stwierdza, że młody nie leży poprawnie! Jak to? Przecież tydzień temu midłajwka była zadowolona !!!! Przyszedł lekarz. Zbadał. Zaczęli dyskutować i powiem szczerze, że jak się temu przysłuchiwałam (co prawda tej kobiety to niewiele rozumiałam) to po prostu miałam ochotę uciec i już nie wracać.
Stanęło na tym, że: Mam wybór, jeśli chcę cesarkę to mam powiedzieć i już. Jeśli zacznie się akcja porodowa, to mam telefonicznie i osobiście każdemu przypominać, że maja mnie dokładnie zbadać (zwłaszcza ułożenie młodego) bo mam wskazania do cesarskiego. Jeśli wystąpi krwawienie to niezwłocznie na stół. Mam czekać tydzień, za tydzień kolejna wizyta (nie mam pojęcia po co?) i definitywnie nie ma mowy, żebym miała rodzić naturalnie jeśli będę po terminie ;( Niby jak się to wszystko czyta to można się zastanowić o co mi chodzi? Cóż, nerwy mam ostatnio skołatane, nie czuję się "on top" i w ogóle depresyjnie okropnie (mam nadzieję , że to tylko hormony , a nie ta paskuda) i w takich okolicznościach naprawdę chciałabym wiedzieć na pewno, że będzie tak i tak, a tymczasem lekarz bawi się ze mną w kotka i myszkę i coś mi się wydaje, że po prostu wie, że będzie cesarka tylko nie chce mnie niepotrzebnie denerwować, wie przecież, że ja nie chcę tego zabiegu i woli nie zadzierać. Teraz moje samopoczucie mówi mi, że może po prostu się poddać i umówić na tą cholerną cesarkę i za tydzień już pewnie byłoby po wszystkim. Nie wiem, ciężko mi to wszystko ogarnąć. W ten piątek będę się widziała z midłajwką i mam nadzieję, że mnie kobieta pocieszy jakoś.
NIECH MNIE KTOŚ PRZYTULI!!!!!!!!!
Będzie dobrze, przytulam :)
OdpowiedzUsuńPrzytulam i se myślę, że masz na szczęście tylko dwie opcje i chyba nie musisz decydować samodzielnie. Sama zobaczysz co wyjdzie w praniu.
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze! i tego się trzymaj :) a ja myślę podobnie jak London-erka,że życie samo pokaże co dalej...a- i mocno przytulam (tylko nie wiem,czy dam rade Cię objąć ,heh)
OdpowiedzUsuńDziekuje za przytulenia :) Coz wiadomo, ze bedzie jak bedzie, ale tak jakby troche irytujaca jest swiadomosc, ze mogloby byc inaczej tylko , ze i tak nie wiadomo jak ;P Boje sie, ze jesli nie podejme decyzji o cs i cos pojdzie nie tak wlasnie przez to zwlekanie (w sensie, ze to ta wredna malpa miala racje i trza bylo wczesniej na stol) to mnie uspia i pokroja, a co za tym idzie - wiecej problemow (chociazby z karmieniem) Mowie Wam nerwy mam zszargane na maksa :(
OdpowiedzUsuń